Wykonywane przez turystów podczas fotograficznego safari zdjęcia pomagają w tani i skuteczny sposób badać dziką przyrodę – informuje pismo „Current Biology”.
Pomysł wykorzystania danych, które dostarczają turyści, pochodzi od studiującego zachowanie lampartów Kasima Rafiqa (obecnie z University of California Santa Cruz). Tropiąc miesiącami jednouchego lamparta zwanego Pavarotti młody naukowiec utknął swoim Land Roverem w opuszczonej jamie, wygrzebanej przez guźca. Udało się z niej wydostać dopiero po wielu godzinach. Spotkani później przewodnicy safari ze śmiechem poinformowali Rafiqa, że spotkali Pavarottiergo tego samego ranka. Dla zmęczonego naukowca stało się jasne, że wielka ilość danych, jakie bez specjalnego wysiłku zbierają turyści i ich przewodnicy, może przejść w naukową jakość.
W toku podjętych badań naukowcy przeanalizowali 25 tys. zdjęć wykonanych na północy Botswany przez 26 grup turystów. Oceniano zagęszczenie populacji (czyli liczbę osobników na jednostce powierzchni) pięciu najważniejszych drapieżników: lwów, lampartów, gepardów, hien centkowanych oraz likaonów. Uzyskane dane miały dokładność porównywalną z danymi, jakie w Afryce zbierano tradycyjnymi metodami (fotopułapki, tropienie oraz stanowiska badawcze). Każda z dotychczasowych metod ma swoje zalety i wady. Szczególnie użyteczne w ocenie bioróżnorodności oraz zagęszczenia populacji fotopułapki są kosztowne i łatwo ulegają uszkodzeniu (jedną z fotopułapek Rafiqa najpierw stratował słoń, a potem pogryzły młode lewki).
By sprawdzić, czy zdjęcia wykonywane podczas fotosafari mogą być wykorzystane do badań dzikich zwierząt, naukowcy udostępnili turystom małe urządzenia GPS, pierwotnie przeznaczone do śledzenia domowych kotów. Pozwoliło to na późniejsze oznaczanie fotografii dzikich zwierząt danymi dotyczącymi lokalizacji. Fotografie były następnie filtrowane nie tylko pod względem zidentyfikowanych gatunków, ale i pojedynczych zwierząt, a następnie analizowane za pomocą modelowania komputerowego w celu oszacowania zagęszczenia populacji.
Rafiq i jego zespół „ręcznie” identyfikowali zwierzęta według wzorców ubarwienia lub — w przypadku lwów — na podstawie wyglądu ich wąsów. Nową metodę porównywano z fotopułapkami, tropieniem i stanowiskami badawczymi – także pod względem kosztów uzyskania danych.
Wyniki sugerują, że w przypadku niektórych gatunków oraz obszarów, na których pojawiają się turyści, zebrane przez nich dane mogą pozwolić osiągnąć podobny cel, jak tradycyjne metody, ale przy znacznie niższych kosztach.
Na przykład metoda turystyczno-fotograficzna jako jedyna pozwoliła identyfikować gepardy na badanym obszarze i dostarczała oszacowań zagęszczenia dla wielu innych gatunków mięsożernych, które były w dużej mierze porównywalne z pochodzącymi z badań innymi metodami.
Większość kosztów nowej metody wynika z ręcznego przetwarzania obrazów. Te zadania,w przyszłości mogą zostać zlecone sztucznej inteligencji w celu dalszego obniżenia kosztów. Najszersze zastosowanie analiza «turystycznych» zdjęć może znaleźć na obszarach uczęszczanych przez turystów przy badaniu dużych, efektownych zwierząt, którymi zazwyczaj interesują się amatorzy dzikiej przyrody.
Alternatywne metody terenowych badań biologicznych stosują także polscy naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, którzy publikowane w internecie zdjęcia wykorzystali m.in. do oceny zagrożenia zwierząt kolizjami drogowymi czy w badaniach relacji pomiędzy różnymi gatunkami ptaków a dużymi ssakami w afrykańskiej sawannie.