Na Księżyc ludzie powrócą na pewno, ale trudno przewidzieć, kiedy zrealizowane zostaną plany dalszej eksploracji kosmosu. Kluczowe będzie obniżenie kosztów wynoszenia materiałów w przestrzeń kosmiczną — mówią PAP b. szef PAK Grzegorz Brona i dziennikarka Ewelina Zambrzycka.
Z zapowiedzi zarówno agencji kosmicznych, jak i prywatnych inwestorów, jednoznacznie wynika, że człowiek powróci na Księżyc — i to najprawdopodobniej jeszcze w nadchodzącej dekadzie: amerykańska NASA zapowiedziała niedawno wysłanie astronautów na południowy biegun Księżyca już w 2024 r.; do 2028 r. chce stworzyć tam stałą bazę.
Co dalej? Plany są ambitne: mowa o nowych stacjach kosmicznych, podróżach załogowych na Marsa czy nawet o ewentualnej kolonizacji tej planety. O historii — i przyszłości — eksploracji kosmosu opowiada książka «Człowiek — istota kosmiczna» — zapis rozmowy dziennikarki naukowej Eweliny Zambrzyckiej oraz fizyka, byłego szefa Polskiej Agencji Kosmicznej Grzegorza Brony.
ZA ILE NA ORBITĘ?
Jak podkreśla w rozmowie z PAP Zambrzycka, trudno jednak ocenić, czy człowiek zamieszka na innych światach jeszcze za naszego życia. «Chciałam zwrócić uwagę, że w 1969 roku — po tym, jak pierwsi ludzie wylądowali na Księżycu — media ogłosiły, że już za chwilę polecimy na Marsa i stworzymy tam kolonię. Minęło raptem 50 lat — i nic z tego. W międzyczasie pojawiło się tyle różnych problemów, że okazało się to w zasadzie niemożliwe. Trudno jest więc określić konkretne daty» — stwierdza.
«Kluczowa jest cena tej przyjemności» — dodaje Grzegorz Brona. Koszt wyniesienia w kosmos zaledwie jednego kilograma ładunku to wciąż kwota rzędu kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Cena jest niewiele lepsza przy wysyłce hurtowej: za kilogram płaci się wówczas ok. 5 tys. dolarów. «A tutaj nie wystarczy tylko wynieść człowieka w kosmos. Trzeba zapakować mu do pojazdu wszystko, co potrzebne do przeżycia: powietrze, pożywienie, wodę, sprzęty. Dopóki nie będziemy w stanie wynosić w kosmos tego wszystkiego, nie będziemy mogli kolonizować na stałe innych planet» — ocenia.
Jak dodaje były szef PAK, po obniżeniu kosztów transportu kolejnym krokiem będzie produkowanie wszystkich niezbędnych do życia substancji, przedmiotów czy narzędzi już poza Ziemią. Prowadzone są już prace w tym kierunku: planowana jest choćby europejska misja na Księżyc, której celem będzie przebadanie możliwości wytwarzania np. wody czy tlenu ze skał księżycowych.
PORTRET KOLONIZATORA
Nie oznacza to jednak, że po pokonaniu tych barier na innych planetach od razu zamieszkają zwykli ludzie. «Pierwszym krokiem do kolonizacji jest wysłanie pionierów» — mówi Brona. «To wciąż będą jeszcze bardzo dobrze wyszkoleni specjaliści z dziedzin związanych z inżynierią. Towarzyszyć im będą prawdopodobnie także żołnierze, którzy będą potrafili współpracować ze sobą w niewielkich grupach. To jest jednak daleki lot w kosmos, który wymaga odseparowania się od Ziemi na dobre kilkadziesiąt czy też kilkaset dni i nie zapewnia możliwości powrotu w jakimkolwiek szybszym terminie. To będzie musiała być bardzo zgrana ekipa, w której nie będą panować żadne konflikty» — mówi.
«Dopiero za nimi ruszą całe rzesze ludzi, którzy taką powstającą kolonię będą musieli utrzymać. Jedna rzecz to utworzyć zalążek kolonii, a druga — utworzyć samowystarczalną kolonię, w której mieszkańcy będą mogli po prostu przyjemnie żyć» — dodaje Brona.
NOWA ERA KOSMICZNA JUŻ TRWA
Rozmówcy PAP oceniają przy tym, że już rozpoczęła się nowa era kosmiczna, której ukoronowaniem może być właśnie kolonizacja innych światów. «Trwa już nowy wyścig kosmiczny pomiędzy supermocarstwami — Chinami, USA i innymi krajami. Mamy też coś, czego wcześniej nie było, czyli konkurencję między prywatnymi firmami w obrębie sektora kosmicznego» — stwierdza Brona. Dodaje przy tym, że przejawy nowej ery kosmicznej można dostrzec m.in. w korzystających z danych satelitarnych systemach — wszechobecnym GPS czy w telekomunikacji.
Na orbitę zaczynają również trafiać satelity dostarczające Internet. Pod koniec maja firma Elona Muska SpaceX umieściła na orbicie 60 z planowanych 12 tys. niewielkich satelitów, za pośrednictwem których świadczone będą usługi dostępu do szybkiego Internetu. «Niedawno natomiast (szef Amazona) Jeff Bezos ogłosił, że — śladem Muska — zamierza wysłać własną konstelację satelitów dostarczających Internet. Czyli istnieje szansa, że na niebie pojawią nam się dwie gigantyczne konstelacje mikrosatelitów!» — opowiada Ewelina Zambrzycka.
ORBITALNE WYSYPISKO
Z tymi liczbami wiąże się jednak duży problem. «Niedawno astronomowie wpadli w panikę, bo stwierdzili, że jeżeli kolejne firmy wyślą tyle satelitów, ile planują, to będziemy mieć na Ziemi problem z oglądaniem gwiazd» — mówi Zambrzycka. Jak dodaje, w planach jest wysłanie na orbitę dodatkowych 30 tys. nowych obiektów. Jest to gigantyczny przeskok: w tym momencie po orbicie krąży bowiem ok. 2,5 tys. satelitów działających oraz drugie tyle nieużywanych.
«Wszystko jest ok, jeżeli taki system wielu satelitów mamy pod kontrolą. Gorzej, jeśli on się spod tej kontroli wymknie; takie satelity będą stanowiły zagrożenie jeden dla drugiego» — zauważa z kolei Grzegorz Brona. Takie zderzenie może spowodować reakcję łańcuchową: powstać może z niego dużo dodatkowych, niebezpiecznych śmieci kosmicznych, które będą zderzać się z kolejnymi satelitami. «Scenariusz może wygenerować tyle śmieci kosmicznych, że w przyszłości rzeczywiście nie wydostaniemy się poza Ziemię, bo każda misja kosmiczna będzie zagrożona» — podkreśla.
W rzeczywistości jednak nie jest aż tak źle. «O tych kwestiach myślą na szczęście wszystkie firmy, które chcą dokonać wielkich inwestycji kosmicznych» — dodaje Brona. Wśród pomysłów na to, jak zapobiec zderzeniom orbitujących Ziemię satelitów prym wiedzie propozycja umieszczenia na nich silników — dzięki którym możliwe byłoby wykonywanie manewrów unikowych.
A GDZIE W TYM WSZYSTKIM POLACY?
Po wejściu do Unii Europejskiej polscy naukowcy i przedsiębiorcy zyskali możliwość udziału w programach realizowanych przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA). Aktualnie w Polsce działa kilkadziesiąt firm i instytutów naukowych, które realizują szereg programów m.in. dla ESA — w ciągu ostatnich 5 lat zrealizowały one ok. 300 projektów dla europejskiej agencji.
«Mamy własne programy rakietowe» — podkreśla Grzegorz Brona. Dodaje przy tym, że w latach 70. Polska była jednym z pierwszych krajów, które posiadały rakiety zdolne do wzniesienia się na wysokość większą niż 100 km — czyli ponad umowną granicę między atmosferą Ziemi a przestrzenią kosmiczną. «Teraz w pewnym sensie do tego programu wracamy. Mamy aktualnie dwa ośrodki — jeden w Gdańsku, drugi w Warszawie — które budują niewielkie rakiety suborbitalne» — opowiada.
«Zaczynamy też mieć ambicje związane z małymi satelitami, które dostarczają pewnych wycinków danych na potrzeby gospodarki. Mamy systemy przetwarzania danych satelitarnych w Polsce, jesteśmy ważnym partnerem dla ESA» — dodaje były szef PAK. «Wydaje się, że zaczynamy bardzo śmiało podążać tam, gdzie jeszcze żadnego Polaka nie było, czyli coraz dalej w przestrzeń kosmiczną» — podsumowuje.